Jak zwykle wszystko powstało na szybko i zupełnie spontanicznie. Bez planowania wybór padł na Baranią Górę i bacówkę na hali nieopodal. A czemu tam ? W sumie czemu nie ?
4:20 ! SERIO ?
Uwierz mi, że naprawdę nie wierzyłem kiedy w niedzielę o 4:20 zegarek na moim nadgarstku zaczął cicho pikać. Serio zastanawiałem się nad tym czy ja tak na 100% jestem normalny. No nic, umówiłem się, więc grzecznie wstałem, szybki ogar w łazience, śniadanie, zalewka yerby i w samochód, w kierunku przygody.
Kiedy zajechałem po resztę ekipy zrozumiałem, że nie tylko ja miałem takie poranne dylematy i zrobiło mi się jakoś lżej na sercu. Trasa zleciała dość szybko, ale im bliżej Wisły tym robiło się trudniej. Cel zakładał start z Wisły Czarne z parkingu przy szlaku ale miasto jest tak rozkopane, że sporym wyzwaniem było nie pogubić się wśród objazdów 🙂 Było lekkie opóźnienie, ale nie chcemy o tym mówić 😀
Ha ! OMINĘŁA NAS OPŁATA ZA PARKING !
Udało nam się przed 8 wejść na szlak co zapowiadało dobre widoki przy stosunkowo małej ilości ludzi. Minęliśmy kilku grzybiarzy, ale jednak spora część ludzi postanowiła jak normalni ludzie spać 🙂
A NA GÓRZE MGŁA !
Po dojściu na szczyt okazało się, że wieje, jest zimno i nic nie widać – no klasyk. My jednak niesieni nadzieją polecieliśmy w stronę zakładanej hali z nadzieją, że wracając pogoda się poprawi i będzie nam dane podziwiać widoki. Zeszliśmy niżej w nadziei, ze zrobimy sobie piknik w bacówce, ale okazało się, że była dość tłoczno oblegana. No nic, smuteczek. Radość z całej sytuacji była taka, że wyszło piękne słoneczko i zrobiło się przyjemnie. Nie chcieliśmy przeszkadzać, więc przysiedliśmy sobie nieopodal, na palniku zaparzyliśmy wody na kolejną porcję yerby i tak sobie kontemplowaliśmy w ciszy.

Kiedy już się nam znudziło to kontemplowanie wróciliśmy na górę, gdzie znowu nam się poszczęściło i mimo okropnego wiatru były idealne warunki. Postaliśmy, pogapiliśmy się w dal i już trzeba było śmigać na dół.
A NA DÓŁ JAKOŚ TAK SZYBCIEJ …
Ruszyliśmy w stronę schroniska Przysłop, ale będąc dobrze wyposażeni ominęliśmy ten przybytek i udaliśmy się w dalszą drogę.
W drodze powrotnej były piękne widoki, rewelacyjne powietrze i dłuuugie rozmowy na wszystkie tematy. Lepszego ładowania akumulatorów w niedzielę nie można sobie wymarzyć 😉
Jak zwykle zostawiam Cię z galerią z wypadu 🙂